Dla tych, którzy oglądali filmy z dawnych lat, zapewne rzuciło wam się coś w oczy.
To brak dzisiejszej "poprawności politycznej"- słowo klucz. Bo jak wyglądałby ten film dzisiaj, pomijam oczywiście stronę wizualną czy techniczą, chodzi mi o to kto grałby w filmie i w jaki sposób.

Tutaj mamy załogę złożoną z samych białych mężczyzn (przystojnych, powiedzmy), na obcej planecie mamy białego doktora z białą córką. Załoga mimo, że składa się z samych mężczyzn wygląda na taką, która jest zainteresowana jedynie płcią przeciwną!
Gdzie równość płci i tolerancja! Nikt nie jest odmiennej orientacji seksualnej, nie mamy nikogo kto nie reprezentowałby ciemiężącą inne rasy, rasą kaukaską.
BA! Jedyna kobieta na planie nie jest drugą Wonder Woman, to zwykła "nastolatka" uganiająca się za chłopakami, których nigdy nie widziała wcześniej a mimo to zdążyła się już z wszystkimi całować. W ogóle nie wpisuje się w obraz silnej i niezależnej kobiety, mało tego, jeszcze ją trzeba ratować i do tego niby mądrej ale przy mężczyźnie, zgrywa słodką idiotkę, żeby nie nabawić adoratora kompleksów.

Potem mamy kucharza alkoholika, porucznika podrywacza, kapitana który, cytuję "nie potrzebuje mózgu, wystarczy mu dobry, donośny głos", a przy okazji jest łamaczem damskich serc.

Najlepszy jednak jest Morbius, uosobienie władcy ziemskiego, do którego wpadli chłopcy z posterunku i przetrząsają mu posiadłości. Taki Leo DiCaprio z Django, tylko kulturalny i pełen ogłady. Mój ulubieniec.

Kocham ten film za bycie tak różnych od tego czym raczą nas dzisiaj w kinach i telewizji. Polecam wszystkim.

Ps. Jedynie to wycie (muzyka?) w tle jest nieco irytująca. Takie zawodzenie starej baby.